3 people found this review helpful
Recommended
0.3 hrs last two weeks / 43.3 hrs on record (42.8 hrs at review time)
Posted: 26 Nov, 2024 @ 12:33am

Life is Strange: Double Exposure

Nowe Life is Strange to średniak, który zawodzi pod wieloma względami.

Grę w Edycji Ultimate zakupiłem przedpremierowo. Jako wieloletni fan serii jestem zaniepokojony kierunkiem, jaki obrali sobie twórcy najnowszej części Life is Strange. Powrót ikonicznej postaci, którą niewątpliwie jest Max Caulfield wydaje się być dobrym zagraniem w stronę zwolenników pierwszego sezonu, jednakże niesie za sobą poważny problem. Double Exposure nie szanuje jednego z zakończeń oryginalnej odsłony przez co dla wielu osób jest rozczarowującą kontynuacją.

Historia jest podzielona na standardowe dla tej serii pięć rozdziałów, które nie są najlepiej rozplanowane. O ile pierwsze trzy rozdziały skutecznie zaskakują gracza oraz angażują do dalszego poznawania fabuły, o tyle ostatnie dwa wypadają kiepsko przez to, że są wyraźnie krótsze i bardziej chaotyczne. Na szczególną pochwałę zasługuje zakończenie drugiego epizodu, będące jednym z najlepszych momentów w całej grze. Double Exposure ma pewne niedopowiedzenia, nieścisłości fabularne, ale nie wpływają one znacząco na odbiór przedstawionego świata.

Czym byłaby gra bez dobrze napisanych postaci? Bohaterów nowego Life is Strange da się polubić. Max jest nadal potwornie urocza, a mimo upływu lat najważniejsze cechy jej osobowości zostały zachowane. Safi pełniąca rolę nowej przyjaciółki ma w sobie coś wyjątkowego, co sprawia, że szybko zyskała moją sympatię. Bardzo ciekawą postacią, która niestety nie odegrała większej roli w opowiadanej historii jest detektyw. Wzbudzał on ciągły niepokój, szybko łączył fakty, szkoda, że twórcy nie pociągnęli tego dalej. Lepsza technologia motion capture sprawia, że każda z osób zachowuje się trochę inaczej dzięki charakterystycznym animacjom twarzy.

Standardem dla tej serii stało się budowanie relacji miłosnych z niektórymi postaciami. Kandydatów darzących Max szczególną sympatią jest dwóch. Na wczesnym etapie rozgrywki zostajemy postawieni w sytuacji, w której można umówić się na randkę. Gra momentami wręcz sugeruje, żeby flirtować, ale całość można przejść również bez wchodzenia w poważny związek z kimkolwiek.

Na zupełnie osobny akapit zasługuje to, jak kiepsko została potraktowana relacja Max i Chloe. Twórcy zapewniali, że gra będzie respektować oba zakończenia pierwszej części Life is Strange, ale teraz można to uznać za kłamstwo. Osoby, które uratowały Chloe dostały solidny cios w serce, kiedy dowiedziały się, że owa para się rozstała. Moim zdaniem jest to najgorsza decyzja, jaką podjęło Deck Nine.

W tegorocznej części jest tylko jedna wersja zakończenia gry, która różni się pewnymi dialogami w zależności od naszych wyborów. Nie doświadczymy tutaj skrajnie różnych cutscenek tak, jak miało to miejsce w poprzednich odsłonach. Twórcy traktują tę grę jako pewnego rodzaju wprowadzenie do kolejnej części co odbija się negatywnie na jakości fabuły.

Double Exposure przeszło delikatne odświeżenie gameplay'u poprzez wprowadzenie ciekawej mocy, dzięki której Max może się przemieszczać między dwiema rzeczywistościami. Są momenty gdzie jednak tych przeskoków na drugą stronę jest zwyczajnie za dużo przez co używanie owej umiejętności staje się monotonne. Nowa jest także możliwość wykonywania zdjęć z większą swobodą.

Jednym z najważniejszych elementów Life is Strange jest system wyborów. W tym aspekcie nowa gra mocno poległa, ponieważ już od czasów True Colors Deck Nine ma problem z wprowadzeniem daleko idących konsekwencji czynów gracza. Brakuje tutaj odważniejszego podejścia do tematu, brakuje sytuacji, w których podjęcie decyzji byłoby bardzo trudne i znacznie podzieliłoby fanów. Większość wyborów podejmowałem w przeciągu dosłownie chwili i nie miałem z nimi żadnego problemu. Rozczarowuje też fakt, że po kilkukrotnym przejściu gry uświadomiłem sobie, że część decyzji traci całkowicie na znaczeniu i prowadzi do tego samego.

Nowa odsłona całkiem często nawiązuje do Arcadia Bay oraz Chloe Price, podkreślając przy tym traumę z jaką mierzy się główna bohaterka. Po głębszej analizie można jednak stwierdzić, że twórcy poszli na łatwiznę i nie popisali się w tej kwestii. Z listy obserwowanych osób w telefonie Max wynika, że nie utrzymuje ona kontaktu z większością znanych nam dotąd postaci. Kolejnym zmarnowanym potencjałem może być ścianka ze zdjęciami, na której mogłoby znaleźć się więcej odniesień do przeszłości.

Voice acting świetnie dopełnia klimat gry oraz nadaje postaciom większej głębi. Fantastycznie w swojej roli odnalazła się Hannah Telle, która po raz kolejny użyczyła swojego głosu Max. Aktorzy są dobrani naprawdę dobrze, brzmią wiarygodnie oraz oddają powagę sytuacji. Najbardziej utkwiła mi w pamięci końcowa scena z rozdziału czwartego pokazująca solidny poziom voice actingu.

Grafika prezentuje się znakomicie, ostre tekstury, wiele obiektów oraz przyjemne dla oka oświetlenie. Lokacje wykonane są szczegółowo, nie wydają się być opustoszałe. Miejscem, najlepiej oddającym klimat jest Snapping Turtle bar. Animacje twarzy wzbogacające każdą ze scen są wykonane niemalże perfekcyjnie. Twórcom należy się minus za brak takich funkcji jak chociażby DLSS, przez co wymagania są trochę wysokie.

W każdej grze z serii Life is Strange soundtrack odgrywa ważną rolę. W tegorocznej odsłonie muzyka jest całkiem niezła, ale nie dorównuje tej z pierwszego sezonu czy Before the Storm. Głęboki klimat buduje utwór „Illusion” i to właśnie on wyróżnia się na tle całej ścieżki dźwiękowej. Wyjątkowo dobrze dobrane zostały piosenki, które tworzą przyjemne dla ucha tło w barze. Trudno powiedzieć coś złego o soundtracku, po prostu poprzednie gry podniosły poprzeczkę strasznie wysoko przez co ciężko jest w pełni dogodzić fanom.

Edycja Ultimate to jakieś nieporozumienie i skok na kasę, bo jak inaczej nazwać niepotrzebne outfity, jakże krótkie DLC z kotem oraz dostęp do gry z dwutygodniowym wyprzedzeniem. Nie zrozumcie mnie źle, niektóre ubrania dla Max są naprawdę dobre, ale zamiast tak dużej ilości skinów wolałbym o godzinkę dłuższą rozgrywkę lub po prostu bardziej dopracowany rozdział czwarty i piąty. Niesamowite jest to, że kilka lat wcześniej ci sami twórcy wydali wypasioną wersję Ultimate do Life is Strange: True Colors, w której skład wchodziły ubrania, osobna historia o Steph oraz zremasterowane dwie pierwsze odsłony serii, a teraz dostaliśmy tak biedną wersję, że szkoda wydawać dodatkowe pieniądze i lepiej już kupić podstawową wersję gry, najlepiej na promocji. Minus również za to, że wymagane jest posiadanie dodatku z kotem, żeby wbić sto procent osiągnięć.

Na chwilę pisania recenzji Double Exposure dostało dwie aktualizacje – pierwszą jeszcze podczas wczesnego dostępu oraz drugą jakiś czas po premierze. Jestem świeżo po przejściu gry po raz trzeci i mogę potwierdzić, że część bugów nadal występuje, ale nie blokują one progresu. Są to bardziej wizualne glitche typu dziwnie zamknięte drzwi do biura Lucasa czy zbugowane włosy Max.

Podsumowując, mimo niedociągnięć fabularnych, kiepskich wyborów, rozczarowującego zakończenia oraz nieudanych dodatków, uważam, że Life is Strange: Double Exposure zasługuje na szansę. Nie nastawiałbym się jednak na rewelacyjne doznania z rozgrywki, jest to co najwyżej średnia gra, która w pewnych aspektach wypada najgorzej z serii. Warto doświadczyć dalszej historii Max, przyjemnej dla oka grafiki, dobrego voice actingu, ciekawej mocy czy przyzwoitego soundtracku.

Ocena gry: 6.5/10
Was this review helpful? Yes No Funny Award